Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kien symetrycznie ułożonych, jej własnemi rękami. Podróżny worek stał na zwykłem swem miejscu.
Nie biorąc go w rękę, hrabina nacisnęłu sprężynkę, która natychmiast odskoczyła, ukazując jej wewnątrz wszystkie futerały i czarny skórzany portfel zawierający papiery.
Wtedy usiłowała wmówić w siebie, że wychodząc zapomniała zamknąć szafę i zabrać klucz do kieszeni.
— Szczęście tylko — pomyślała sobie — że ta przypadkowa służba nie spostrzegła tego. Nie wiem czy są uczciwi, w każdym jednak razie wielki to nierozsądek wystawiać na próbę wątpliwą ich uczciwość.
Zniesiono kufry.
— Czy pani będzie jeść śniadanie? — zapytała pokojowa.
— Później odrzekła Blanka.
Zapewne poczeka pani na milorda? wtrąciła znów niemka, ciekawa co znaczy nieobecność sir Johna Snalsby i nagły odjazd pani.
— Nie czekam na nikogo... Zostawcie mnie samą... Skoro będę potrzebować czego, zadzwonię...
Pokojowa wyszła, a hrabina wzruszona i gorączkowa ciągle, sama zabrała się do niewdzięcznego zajęcia, jakiem jest pakowanie rzeczy.
Według niezmiennego zwyczaju doświadczonych w tym względzie, zaczęła od układania na spod bielizny i ciężkich rzeczy, by tym sposobem lekkie materye i ozdobne garnitury nie zostały narażone na pogniecenie.