Przejdź do zawartości

Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jówka, lokaj i chłopcy siali pode drzwiami. Nagle wydal zawiadowca głuchy okrzyk i podniósł pierścionek z perłą. Na chwilę przedtem wiedziałem całkiem jasno, że pierścionek znajdą u mnie. Wyczytałem to wyraźnie z twarzy chłopców. Dlatego też nie ruszyłem się z miejsca, wszyscy zaś spoglądali po sobie, a potem wyszli. Zaryglowałem niezwłocznie drzwi i przez dwadzieścia cztery godziny chodziłem tam i z powrotem po pokoju. O świcie uczułem uroczysty spokój w duszy. Poleciłem, by spytano Adelinę, czy mogę z nią pomówić. Nie przyjęła mnie, a listownie usprawiedliwienie ubliżałoby mi. Byłem całkiem czysty i chłodny. Zawiadowca, jak się dnia tego dowiedziałem, rozgłosił już poprzednio, że katuję niemiłosiernie chłopców, którzy mnie obwiniają o cudzołożny stosunek z matką. Przyjeżdżał on kilka razy potajemnie, wypytywał służbę, a rano w dniu kradzieży pierścionka zaprowadził chłopców do pokoju gościnnego, kazał im się rozebrać i spostrzegł dawne i nowe ślady mego harapa. Ponieważ także inne objawy u chłopców wzbudziły jego troskę, przeto zatelegrafował do radcy, a on przybył nocą z urzędnikiem policji. Przypuszczam, że Adelina przewidziała zamach z pierścionkiem, gdyż nie było już o tem mowy. Urzędnik napadł na mnie ostro, mówił o złych skutkach, ja atoli nie uczyniłem żadnego wysiłku, by się usprawiedliwiać, czy wyjaśniać cokolwiek. Późną nocą opuściłem Halberlsrodę. Nigdy już nie widziałem Adeliny. Podobno ją umieszczono w lecznicy. Po trzech tygodniach otrzymałem pocztą małe pudełeczko i znalazłem w niem pierścionek z perłą. W podwórzu leśniczówki jest stara studnia z wiadrem. Rzuciłem w nią pierścionek.