Przejdź do zawartości

Strona:PL Wassermann Jakób - Ewa.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
13.

Crammon pisał do Krystjana: Czcigodny! Najszanowniejszy! Z niewysłowionem zadowoleniem dowiaduję się, że Wasza Miłość wrócił kornie na łono boga Djonizosa i na znak tego złożył na ołtarzu jego klejnot, którego cena wprawia w szczękanie zęby filistrów krajowych, oraz niebezpiecznie pobudza kulawą strawność ich żołądków. Niżej podpisany, natomiast, wyczytawszy dobrą wieść, wykonał w samotnej swej komnacie pogański taniec triumfu, tak że przerażone damy pałacowe wszczęły niezwłocznie telefoniczne rozmowy z psychiatrami. O tak, świat pozbawiony jest świadomości i niezdolny wznieść się na wyże wielkich wydarzeń.
Pędzę dość niemiłe chwile. Zaplątałem się w sprawki miłosne, które mnie nie radują, a po stronie drugiej, u biorących w nich udział, wywołują rozczarowanie. W tej chwili siedzę przy uroczym kominku, na którym płoną drwa i zamknąwszy oczy czytam księgę wspomnień. Flaszka złocistego koniaku jest mi towarzyszką. Serce me przenika sztuczne ciepło, a górne sfery myśli zapadają w chłodne misterjum tępoty. Władze mego umysłu maleją, a męskość dużo pozostawia do życzenia. Przed kilku laty poznałem w Paryżu szachistę. Był to stary, głupi Niemiec, przegrywający z każdym partnerem. Za każdym razem wykrzykiwał, aż huczało po całej Cafè de Regence: — Ach, gdzie te czasy, gdym bił Ciastka. Otóż Ciastek był to słynny szachista swego czasu. To zastosowanie wprawia mnie w zakłopotanie. Był raz pewien rzymski cesarz, który w ciągu jednej, jedynej nocy pozbawił sto czterdzieści dziewic germańskich tego, z czego jemu samemu nie przyszło nic. Zwał się, o ile wiem, Maksencjusz. Czyliż mam wołać: