Przejdź do zawartości

Strona:PL Washington Irving - Powieść o księciu Ahmedzie al Kamel albo o pielgrzymie miłości.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stkiem czego się nauczyłam. Co do ptaków, o których mówisz, nie zważaj na nich; gardzę nimi i ich śpiewem. Allahowi bądź chwała, śpiewać nie umiem, jestem filozofem i nic nie wiem o tej sprawie, co się miłością nazywa.
Biedny Ahmed udał się do okiennicy, u której zawisł nietoperz, i o to samo zapytał. Ten skrzywił nosem i rzekł:
— Dla czego przerywasz mi mój sen poranny takiem marnem pytaniem? Zwykłem latać tylko o zmroku, gdy śpią powszednie ptaki, i nie troszczę się o ich przygody poziome. Nie jestem ci ani ptakiem, ni ssawcem, dzięki Bogu. Poznałem we wszystkich samą gawiedź, słowem jestem mizantropem i nie wiem, co jest miłość.
Ostatnią nadzieją księcia pozostała jaskółka oblatująca jego wieżycę. Ta jak zwykle gdzieś się spieszyła i ledwie czas miała odpowiedzieć.
— Słowo ci daję — odrzekła — mam tyle spraw publicznych na pieczy, że nie mogę nad tem pomyśleć. Tyle mam na dziś wizyt i interesów, że niepodobna badać takie drobnostki, słowem jestem kosmopolitą i nie mogę wiedzieć jakie jest znaczenie miłości.
To mówiąc strzeliła w błękit i jednym rzutem znikła mu z oczu.
Książę stanął zmięszany i smutny, ale zawód ten nie osłabił jego wytrwałości. Mistrz jego wstąpił do wieży.
— Mistrzu — rzekł doń ogniście — o wszystkiem mnie pouczyłeś, ale jest pewien przedmiot, o którym zostawiłeś mnie w zupełnej niewiadomości. Powiedz mi, co to jest miłość?
Mądry Boabden stanął jakby rażony piorunem. Drżał i dygotał, a głowa jego zdała się do karku nienależeć. Tu królewicz ująwszy rękę jego, powiódł do okna wieży.
— Patrz i słuchaj! — mówił. — Mędrzec jął słuchać. Słowik pod wieżą tam na dole kołysząc się w krzaczystej zieleni, śpiewał swej ulubionej róży, z każdej kwitnącej gałęzi, z każdego chodnika oblepionego kwiatem pomarańczowym, brzmiało tylko: miłość! miłość! miłość! a echo powtarzało je bez końca, cała natura brzmiała tylko tem boskiem słowem, jak jedna lutnia.
— Allah Akbar! Bóg wielki! — zawołał mędrzec, który od swego żaka po raz pierwszy nauczył się słuchać głosów natury, rozlanych w wszechświecie. Któż w sercu człowieka zasłonić zdota to uczucie, kiedy powietrzne ptaki składają się na jego wysłowienie? O panie! — rzekł do księcia — zamknij twe ucho i serce, zatul słuch ducha twego na ten głos niebezpieczny; uczucie to właśnie jest powodem połowy klęsk tej ziemi. Ono waśni sieje, niezgody między braćmi, przyjaciół do nienawiści, ba! plemiona całe do wojny zapala!.. Ono niweczy najrańszy kwiat młodości i starość zatruwa... Oby! oby! — rzekł z pobożną zgrozą — Allah zachował cię od rozwiązania tej zagadki!
Tu uznał za stosowne mądry mistrz oddalić się spiesznie i księcia zostawić w najwyższej ciekawości, której świerzbiączkę do najwyższego stopnia rozognił. Nie musi to być tak złe ani szkodliwe — dumał badawczy młodzieniec — kiedy wszystkie ptaki o tem pieją i tęsknią i w sztuki się rozdzierają, zamiast spokojnie siedzieć w swoich krzakach.

(C. d. n.)