Przejdź do zawartości

Strona:PL Wacława Potockiego Moralia T3.djvu/617

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Który za wszytkie skarby książęce jej stanie,
I pokaże na skrzynię, kędy ma schowanie,
Wiedząc ta, że bogaty i ma tego dosić,
Zwłaszcza, gdy jej przysięże, dała się uprosić.
Toż na onejże skrzyni, gdzie mąż więźniem dyszy,
Jako przezeń siano wlókł, bo to wszytko słyszy,
Stało się co miało stać. Zdjąwszy klucze z kołka,
Ale wprzód drzwi otworzy, zawoła pachołka,
I żenie swej do tego aktu przybyć każe,
Odemknąwszy do skrzynie, klejnot ów pokaże.
„Nic droższego nad męża; wszytko równa śmieci
Dobra żona; taki skarb daruję Waszeci“
Tym przywiódszy do skutku swoję obietnicę,
Vicem, Panie sąsiedzie, oddaję pro vice.



Nie mijaj murowanego komina[1].


Jedzie nas trzech z sejmiku imo dwór szlachecki;
Sam stał na grobli, baba w stawie płócze niecki,
Prosi na wstęp. Wstąpiemy, bo południe blizko,
Każe w skok do obiadu zakładać ognisko.
A tym czasem do izby prowadzi nas siedzieć,
Chcąc się czego o przeszłym sejmiku dowiedzieć.
Prawiemy, ale się nąm na żołądku zwija,
Gdzie nie tylko południe, lecz śródwieczerz mija;
Już byśmy po pieczeni w karczmie przy ogorku
Jechali nie czekając jego podwieczorku,
Dawno by konie obrok zjadły. Ów się boży,
Że owsa nie namłócieł. Wolałbym najdroży

  1. Tamże.