Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie szanujesz, dekretu jego nie szanujesz, psu bracie? — i łup, łup, łup! padają nahajki na grzbiet hajduka, że się aż w kłębek zwinął.
Nie dała go przecież matka długo bić, ale i tak dostał dosyć na niezapamiętanie, a kiedy znowu prosić się i rodziców moich po nogach całować zaczął, rzecze do niego Opanas Bedryszko:
— Darujemy ciebie życiem i zdrowiem, bo za tobą ta dobra kobieta prosi i dla niej to czynimy z miłosierdzia: Ale pamiętaj to sobie, biesi synu, że jeślibyś nastawał kiedy na tych ludzi, na zdrowie lub chleb ich godził, włosek na ich głowie skrzywić chciał, my tu zaraz powrócim i na szablach ciebie rożniesiem, że kawałki z ciebie jak grzyby do kosza zbierać będą, aby je w kupie zagrzebać! Czuj duch, Magierku, wiedz o tym, że»nam egzekucja dekretu królewskiego jest poruczona! Nie uchowasz ty się przed nami, nie obroni ciebie nikt, bo my królewscy żołnierze i hetmańskie dzieci, nie boim się ani samborskiego zamku, ani starosty! Uciekajże do czarta!
Kajdasz z wielkim strachem i pokornie wysłuchał słów Bedryszki i za drzwi chyłkiem się wyniósł jak obity pies, ale ledwie go ludzie podborscy na podwórzu zobaczyli, zaczęli nań hukać i przeklinać go i lżyć sromotnie, bo ten zły człowiek ciężki był całej gromadzie i nie było nikogo we wsi, kogo by nie był skrzywdził, tedy cała owa złość i mściwość ludzka, co się przedtem pod bojaźnią dusiła jak tłumiony ogień, wybuchła teraz jakoby srogim płomieniem, że jeno „gore!“ wołać.