Strona:PL Władysław Łoziński - Oko proroka.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żał na mnie, tak jakby mnie cale nie było. Pan Harbarasz nie podobny był do tych Ormian, jakich się we Lwowie napatrzyłem, jako że ci bywają zażywni, kędzierzawi, z wypukłymi, czarnymi jak węgiel oczami, a każdy ma setny nos garbaty, zaś nasz karawan-basza był człek słuszny, bardzo chudy i bardzo czarny, a oczy miał takie ciemnosine jak żelazo na kosie, kiedy nowa, wąsy zaś i włosy jak mleko bielutkie, choć powiadano, że jeszcze nie był stary. Słyszałem także, że niegdyś po żołniersku królowi służył, i znać to też było, bo kiedy mówił, to zawsze krótko i rozkazująco, że jeno zrób, co-ć każe, a nie pytaj ani gadaj co swojego.
Pan Harbarasz zaczął od tego, że mam być wdzięczny panu Heliaszowi, bo tylko dlań to czynił, że mnie nieznanego sobie za pacholika do tej drogi turskiej wziął, i abym panu Heliaszowi wstydu a sobie większej sromoty i szkody nie zrobił, ale uczciwie i posłusznie się sprawował, bo, rzecze, i ze skórą będzie źle, i na zgubę cię między rozbójniki gdzie porzucę. Miałem jemu samemu tylko służyć, towaru doglądać, koło broni jego chodzić, a miał jej z sobą sztuk kilkanaście: rusznic, pistoletów i szabel, tak aby w razie przygody każdego furmana i kupca uzbroić; miałem namiociki i kuchnię podróżną w pieczy mieć, przy odprawianiu myt pomagać, obroki pod liczbą trzymać i we wszystkim, co się zdarzy i czego potrzeba będzie, na jego rozkazanie być pogotowiu.
Jechaliśmy dalej na Złoczów, Skałę, Trembowlę, z bardzo krótkimi popasami, a najczęściej i nocą dla