Przejdź do zawartości

Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A te kwiaty?
— O kwiatach nic niema w liście.
— No, ale ponieważ razem przysłane, więc naturalnie z tego samego źródła. Pójdzie pan?
— Nie.
— Szkoda, będą deklamowali wiersze Jerzego. Chciałabym, aby pan je słyszał— rzekła, zasępiając się, pani Laura.
— Widzi pani... — odparł Rdzawicz. — Ja nigdzie nie bywam, niech mi pani wybaczy, pani wie, jak Jerzemu dobrze życzę, ale wchodzić w ten cały tłum, w ten gwar, w ten ścisk...
— I nawet pan nie ciekawy autorki tego bukietu? Bo ta z pewnością tam będzie — ozwała się pani Bisza.
Rdzawiczowi napłynęła krew do głowy, chwycił bukiet ze stołu i cisnął go w kąt, mówiąc:
— Ot, co mi ten bukiet!
Panie zmieszały się ogromnie, Przerwic i Tężel także; chwilę trwało niemiłe i ambarasujące milczenie, wreszcie pani Bisza, czując najwidoczniej, że się odzywa bardzo niestosownie i nie w porę, ale zarazem czując, że się ktoś odezwać musi pierwszy, rzekła z wymuszonym uśmiechem:
— Warto was kokietować bukietami! Ta pani zapewne była przekonana, że pan choć z jednym storczykiem w butonierce na raut przyjdzie...
— I zapiszę się do jej lejbgwardyi — przerwał jej półgłosem Rdzawicz, który jeszcze nie ochłonął, ale już zaczął się żenować.
Nagle pani Laura ozwała się, jak się czasem od-