Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępuje z końcem r. 1826; nagle rozpoczynają się kroki rozwodowe, prowadzone nader energicznie. Mimo to, proces rozwodowy ciągnie się dwa lata. Przesunięcie tedy o dwa lata wstecz narodzin Olesia tłumaczyłoby i zmianę frontu rodziny i rówieśnictwo z młodym Kaczkowskim. Jeżeli ta hipoteza się utrzyma, pretenduję do katedry polonistyki.
Wniosek ów, nastręczający się mimowoli przy czytaniu wspomnień Kaczkowskiego, nie jest niczem niepodobnem do wiary: przeciwnie! Cóż naturalniejszego, niż to, że kapitan Fredro i młoda separatka, zakochani, zmęczeni, przywiedzeni do ostateczności, po latach daremnych zabiegów o zezwolenie na swój związek, obeszli się w końcu bez tego zezwolenia? Kto wie zresztą, może świadomie postarali się postawić swoich tyranów w położeniu przymusowem? „Prostą drogą zyszczem mało, — przekonałeś, przyjacielu” — powiada Klara do Wacława w Zemście. I skutek tego starego sposobu okazał się niezawodny. A mały retusz w metryce, to w owym czasie, dla kogoś mającego środki, był drobiazg niewart wspomnienia.

I oto, w dość prozaicznem jak dotąd życiu rodzinnem Fredry, otwierają się awanturnicze, romantyczne perspektywy. Powtarzam, że mi się to dość podoba: było coś ślamazarnego, niemęskiego, upokarzającego niemal w postawie bohatera spod Moskwy i Lipska, wedle tego jak jego perypetje małżeńskie kreślono dotąd. Oczywiście, małą mam nadzieję, aby się to wyjaśniło[1]. Zwymyślają mnie, jak zwykle, i na

  1. Domysł mój wywołał replikę ze strony „spokrewnionych rodzin”, wystosowaną przez p. Leona Szeptyckiego i ogłoszoną przezemnie w Wiadomościach literackich (maj, 1934). Jako dowód