Przejdź do zawartości

Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i usiadł zamyślony; nagle zerwał się i z rozjaśnioną twarzą pociągnął mnie w kąt kuchni, mówiąc:
— Przeczytaj to — i włożył mi list w rękę. Mam go rozłożony przed sobą, gdy to piszę:
„W oberży Hawes’a, w przystani Królowej
Panie! statek mój stoi na kotwicy, posyłam chłopca okrętowego z tą wiadomością. Jeśli pan ma jakie zlecenia za morze, dziś nadarza się ostatnia ku temu sposobność, gdyż wiatr pomyślny sprzyja dalszej podróży. Nie myślę zaprzeczać, że miałem pewne nieporozumienia z pana pełnomocnikiem, p. Rankeillor, które, jeśli nie będą załagodzone, skłonią mnie do szukania innego na to miejsce człowieka. Nawiasem wspominam, że mam z panem rachunek i zostaję jego uniżonym sługą

Eljasz Hoseason“.

Widzisz, Dawidzie — odezwał się stryj, gdy spostrzegł, że list czytać skończyłem — jestem w stosunkach z Hoseason’em, kapitanem statku kupieckiego „Zgoda“. Gdybyś chciał iść ze mną i z tym chłopcem, mógłbym zobaczyć się z kapitanem w oberży lub na pomoście „Zgody“. Jeśli są tam jakie papiery do podpisania, nie tracąc czasu, wstąpilibyśmy do adwokata, p. Rankeillor. Po tem, co zaszło, nie chciałbyś może polegać na mojem słowie, ale zawierzysz p. Rankeillor. Bardzo to zacny i szanowany ogólnie człowiek; prowadzi sprawy całej szlachty w okolicy; znał twego ojca.