Przejdź do zawartości

Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Całą noc szliśmy północną stroną Carsu, a około dziesiątej rano, głodni i zmęczeni, doszliśmy do portu Limekilns, położonego blisko rzeki Hope. Stad widać było miasto Queensferry. Z pól zbierano plon, dwa okręty leżały na kotwicy, a czółna biegły w różne strony. Był to bardzo przyjemny widok, którym nasycić się nie mogłem. Przepiękne były te zielone, bogate, dobrze uprawione pagórki, z ludźmi pilnymi jak pszczoły, poruszającymi się skrzętnie na polu i na morzu.
Ach! tam, na południowym brzegu, znajdował się dom Rankeillora, gdzie oczekiwał mnie majątek, a ja tu stałem na północnym brzegu, odziany biednie w zniszczony cudzoziemski ubiór, z trzema szylingami w kieszeni; na głowę mą nałożono nagrodę za jedynego towarzysza... człowieka, wyjętego z pod praw!
W Limekilns weszliśmy do sklepiku i kupiliśmy u dziewczyny sklepowej chleb i ser. Zabraliśmy nasz zakup, z zamiarem spożycia go nad brzegiem morskim, w lesie, który widzieliśmy o ćwierć mili przed sobą. Szedłem wzdychając na widok wody i nie spostrzegłem, że Alan wpadł w głębokie zamyślenie. Nagle przystanął i rzekł:
— Czy zwróciłeś uwagę na dziewczy-