Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wał śpiewom na naszym statku zaintonował smutną arję, do której przyłączyły się głosy emigrantów i ich przyjaciół z wybrzeża. Rozlegała się ona na wszystkie strony, jak opłakiwanie umarłych.
Widziałem łzy, spływające po twarzach mężczyzn i kobiet, nawet tych, którzy zginali się nad wiosłami. Wszystko to razem wzruszało mnie do głębi.
Przybywszy do Kinlochaline, wziąłem na stronę Neil Roy’a i powiedziałem mu, że wiem, iż on jest jednym z majtków Apina.
— A dla czegożby nie? — odpowiedział.
— Szukam kogoś — rzekłem — i jestem pewnym, że możesz mi dać o tej osobie wiadomość. Nazywa się Alan Breck Stuart.
Zamiast pokazania guzika, chciałem mu wsunąć monetę w ręką. Cofnął się w tył.
— Ubliżyłeś mi — powiedział — tak nie postępuje jeden dżentelman względem drugiego. Osoba, o którą się pytasz, bawi we Francji, ale gdyby nawet się znajdowała na moim statku, a ty chciałbyś mi ofiarować worek pełen szylingów, nigdy bym jej nie zdradził.
Spostrzegłem, że postąpiłem niewłaściwie, nie tracąc jednak czasu na tłómaczenie się, pokazałem mu guzik, leżący na mej dłoni.
— No tak — powiedział Neil — mogłeś był od tego zacząć. Ponieważ jesteś tym chłopcem, który jest w posiadaniu srebrnego guzika, wszystko pójdzie dobrze i unikniesz niebezpieczeństwa. Lecz pozwól sobie dać przestrogę, żebyś nie wymawiał nigdy imienia Alana Breck i nigdy nie proponował swej brudnej monety Szkockiemu dżentelmanowi.