Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piersiach, nie mówiąc ani słowa; potem bez tchu padła na krzesło. Córka i Siła, u jej stóp, okrywały ją pocałunkami. Nie wiem, co do niej powiedział Nasi, nie wiem, co mu ona mu odparła, ściskając ręce. Przygwożdżony byłem do miejsca: zobaczyłem Blankę po dziesięciu latach niewidzenia. Jakżeż się ona zmieniła! ale jak mi się wydała ujmującą, pomimo utraty pierwotnej piękności! Wielkie jej oczy modre, zapadłe w jamy wydrążone przez łzy, czulszemi jeszcze mi się wydały niż ongi. Wzruszyła mnie jej bladość; kibić zeszczuplona i nieco złamana zdawała się bardziej jeszcze odpowiadać tej duszy kochającej i zmęczonej.
Nie poznała mnie, a gdy Nasi mnie nazwał, zdawała się zdziwioną, albowiem nazwisko Lelio nic do niej nie mówiło.
Nareszcie musiałem do niej przemówić. Ona zaś zaledwie usłyszawszy pierwszy wyraz, poznała mnie po głosie, powstała i podając mi rękę, wykrzyknęła:
— O mój drogi Nello!
— Nello! — zawołała Alezya, powstając nagle. — Nello, gondolier?
— Czyż nie wiedziałaś? — zapytała matka — i dopiero teraz go poznajesz?
— Ach, rozumiem teraz r — rzekła Alezya głosem stłumionym — dlaczego on kochać mnie nie może.