Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, pani wydaje się tak dobrą, z takiem zaufaniem mnie pani przyjęła!
— Ależ ty budzisz zaufanie w każdym — odrzekła śpiewaczka; — a jeżeli jestem dobrą dla ciebie, to ty zasługujesz na to. Dalej, dalej! Ja nie jestem niedyskretną: opowiadaj panu Lelio swoje sprawy, to mnie zgoła nie obchodzi. Zabierz-że ją, Lelio! Biedna dziewczyna! myśli, że jest zgubioną. Bądź pewną, moje dziecko, że aktorki są tak dobremi kobietami, jak inne.
Dziewczyna głęboko się ukłoniła i poszła za mną do salonu. Serce jej biło tak, że aż zielony stanik się poruszał, a lica szkarłatne były jak jej spódnica. Spiesznie wydobyła list z kieszeni fartuszka i odając mi go, cofnęła się o trzy kroki, z obawy, iżbym nie okazał się względem niej tak zuchwałym, jak za pierwszym razem. Uspokoiłem ją powagą mego zachowania się i zapytałem, czy ma mi co więcej jeszcze do powiedzenia.
— Mam poczekać na odpowiedź — rzekła z miną zbolałą.
— To poczekajże w pokoju pani.
I odprowadziłem ją do pokoju Checchiny.
— Miła ta dziewczynka — oświadczyłem — chce wejść w służbę do jednej pani z Florencyi, którą znam osobiście, i prosi mnie o list polecający. Nim napiszę, czy pozwolisz, aby tu pozostała?
— I owszem! — odrzekła Checchina, dając je