Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ktoś usiadł przy mnie i ujął ciepłą ręką skrzepłą moją dłoń.
— Gaston! — krzyknąłem zdumiony.
— Nie, Esperance Michelin — odpowiedział z uśmiechem. — Zapomnijmy o Gastonie, nie ma go już; ale co panu jest? jesteś cierpiący i zrozpaczony. Dla czego nie pojechałeś z moją matką, ona nigdy pańskich zasług nie zapoznała.
— Roger...
— Wiem, Roger nie chce panu przebaczyć, że zawinił przez niego. To niesłusznie, powinien umieć przebaczyć człowiekowi, którego dobre przymioty poznał. Czas łagodzi wszystko, zapomni później.
— Roger ma słuszność, nie zasługuję na jego przebaczenie. Jestem winniejszy niźli pan sądzisz.
— Nie chcę wiedzieć o niczem. I ja panu jakiś czas nie dowierzałem, ale pan Alfons powiedział mi raz: Ten człowiek jest trwożliwy, dziwny, nieufny i nieszczęśliwy, ale jest tkliwy i kochający. Jego dzika bezinteresowność graniczy z bohaterstwem. To mi wystarcza aby pana żałować i kochać. Cóż zamyślasz robić?
— Umrzeć gdziekolwiekbądź z nudów i cierpień.
— Nie. Trzeba żyć w Flamarande dla użytecznej pracy i dla spokojnej przyjaźni, Nie jestem tak uprzejmy jak Roger, ale mniej rozpieszczony, jestem cierpliwszy od niego. I mnie pan w dzieciństwie kochałeś, możesz mnie pokochać znowu, gdy zostanę twoim chrzestnym synem, ożeniwszy się z Karolinką. Pan Salcéde dokupił wiele ziemi naokoło „zakątka“ i chce panu zostawić zarząd tego majątku. Chodźmy. Pan Salcéde i baronowa zdecydowali się w ostatniej