Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

biurka i obecność pana Salcéde mieszała mnie bardzo. Przyjął mnie grzecznie, prosił siedzieć i zajął się hrabiną tak jakby mnie nie było.
— Nie wikłajmy już i tak trudnego naszego położenia, rzekł Salcéde do hrabiny, gdy mu ta wyłożyła cel naszego przybycia. O Rogera jestem spokojny, jego łatwo czem bądź zająć; jak tylko wyjedzie do Montesparre, będzie tęsknił wkrótce za Paryżem. Ręczę, że ani mu postanie w głowie wrócić tu kiedykolwiek. Najważniejszą rzeczą jest teraz zapowiedziane małżeństwo Gastona. Trzeba koniecznie raz powiedzieć tak, albo nie. Nie mam do niego żadnego prawa, od pani zależy ostateczne postanowienie. Czy mam mu powiedzieć, nie?
Hrabina zawahała się, i zapytała markiza co by zrobił na jej miejscu.
— Pani nie odpowiadasz wprost na moje zapytanie, co dowodzi, że wzruszenie nie pozwala pani samej zadecydować.
— To prawda mój przyjacielu, nie rozważyłam jeszcze następstw tego małżeństwa. Wpierw trzeba uwiadomić Gastona o stanowisku, jakie zajmuje w społeczeństwie. Co do tego postanowienia, moje jest niewzruszone.
— Skrupuły pani są sprawiedliwe, odparł markiz. Ale imię moje i majątek nie dająż mu tego samego stanowiska? Czy wątpisz pani o mnie? Patrz pani, oto cyfra mego majątku, do którego rodzina moja nie ma żadnego prawa — zresztą bliskich krewnych nie mam, a dalecy obejdą się bez mego zapisu. Sumiennie mogę rozporządzać tym pugilaresem zawierającym w sobie trzy miljony. Roger nie odziedziczy tyle po swoim ojcu. Jak się panu zdaje panie Karolu?
— I ja tak sądzę panie markizie.