Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi mówić o tem nikomu, póki nie odmówi młodemu Szymonowi, synowi młynarza z Saint-Julien, ładnemu i bogatemu chłopcu. Michelin mnie woli, bo kocha córkę swoją i mnie, i wie że od tego szczęście nasze zależy. Biedny Szymon dostał już kosza, więc jestem zwolniony od słowa. Ślub mój odbędzie się bez przeszkody bo nie mam rodziny, jednak jest jedna osoba którą kocham nad życie i której powinienem się poradzić.
— Pan Alfons?
— Tak. Jemu winienem wszystko, moją duszę nawet, bo bez niego nie byłaby się zbudziła z uśpienia. Zawsze chciał tylko mego szczęścia, będę więc z nim mówił dziś wieczór w zakątku, t tj. u niego. Dziś rano mówił mi, że cały dzień w domu nie będzie.
Chciałem dowiedzieć się od Esperance’a rzeczy tyczących się Salcéda i naprowadzałem zgrabnie rozmowę na tajemniczy sposób jego urządzenia się, ale zbywał mnie półsłówkami tak jakby o niczem nie wiedział.
Roger zeszedł nas niespodzianie. Przyszedł zrzucić etykietalne czarne suknie i kazał sobie podać wygodny tużurek. Gaston podał mu go. Spostrzegł go dopiero w chwili kiedy pomagał mu wkładać rękawy. — A! a! mój przyszły panie dzierżawco, za wiele mi czynisz honoru.
— Bardzo mi miło usłużyć panu hrabiemu, odpowiedział Gaston, skręciwszy się na pięcie i podając mu krawat.
Przybrał znowu wiejską wymowę i zmienił się cały jak za dotknięciem rószczki czarodziejskiej. Roger powiódł za nim oczyma. — Dziwny to chłopiec, rzekł do mnie półgłosem. Jakie on na tobie robi wrażenie?