Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale któż uniknie przeznaczenia! Posądzą mnie może, że jestem fatalistą, ale jakże nie być nim bodaj trochę, jeżeli w walce z losem zawsze uledz musiałem. Wszystko szło dobrze, aż do chwili spuszczenia trumny do piwnicy. Spostrzegłem zaraz, że mało było ludzi do niesienia tego ciężaru. Trzeba ich było koniecznie dziesięciu. Umyślnie mówiłem głośno żeby mnie usłyszał Ambroży, który pomimo swych lat sześćdziesięciu pięciu był jednym z najsilniejszych w okolicy. Esperance, uważany za najsilniejszego, spowodowany może uczuciem troskliwości względem starego swego przyjaciela ujął nosze z drugiej strony. Pan Salcéde, czuwając nad Esperancem, zbliżył się też ku trumnie. Trzeba było jeszcze jednego człowieka. Chciałem dopełnić brakującą liczbę, ale Michelin odsunął mnie i podparł trumnę plecami.
Wszyscy poruszyli się z pewną obawą a pani Flamarande wstała i odchyliła welon bezmyślnie. Piwnica nie była głęboka ale niesłychany ciężar metalowej trumny utrudniał swobodne ruchy niosących. Tu więc stało się to samo co na sławnym pogrzebie Ludwika XVIII. w Saint-Denis, gdzie kilkunastu gwardzistów omal trumna nie zdruzgotała pod sobą. Jeden koniec sznura trzymanego przez Ambrożego zerwał się.
Ambroży pochylił się wstecz, ale wstrzymał go stojący za nim tłum ludzi; ale Gaston pociągnięty przechylonym nagle ciężarem wpadł razem z trumną do piwnicy a okrzyk przerażenia rozległ się po całej kaplicy z piersi jego współtowarzyszy. W tej samej chwili hrabina przechylona przez poręcz trybuny, z odrzuconą na bok zasłoną byłaby się rzuciła na dół, gdyby ją był Roger nie zatrzymał w swojem objęciu.
Karolina też wybiegła z swojej ławki i chciała skoczyć za nim do piwnicy, ale w czas ją pochwy-