Przejdź do zawartości

Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

od zarzutu; zniewaga ta spadałaby także i na jej synów i rzuciłaby cień smutku i zwątpienia na całe ich życie; kto wie, czy nie widzieliby się kiedy zmuszeni wydobyć szpadę w obronie honoru swojej matki... Odwagi, rzekła pani Montesparre oddając papier panu Salcéde i ściskając w swoich objęciach zalaną łzami panią Flamarande: postanowiliśmy, że twoim obowiązkiem jako żony i matki jest być posłuszną jeszcze po za grobem twemu mężowi i sama przyznałaś nam słuszność. Poddaj się dla miłości twoich dzieci; ich miłość i szczęście wynagrodzi ci to.
— Wiem o tem, odpowiedziała pani Rolanda ściskając w swoich dłoniach ręce pani Berty. Wszystko poświęcę dla nich, to moje niezłomne postanowienie, ale pozwólcie mi zapłakać nad sobą. Więc już nigdy nie będę mogła widzieć Gastona jak tylko pokryjomu!
Wszyscy czuliśmy głęboko jej boleść, pan Salcéde odwrócił się, aby ukryć swoją. Widziałem, że ciche łkania rozrywały mu piersi. — Ty, jesteś uczciwym człowiekiem, pomyślałem sobie; wolisz patrzyć na cierpienia tej, którą kochasz, aniżeli narzucić swego syna Rogerowi i jego towarzystwu.
Ambroży nie podejrzywający ani na chwilę stanowiska, jakie w całej tej sprawie przypisywałem panu Salcéde, zgoła nic nie rozumiał. Prosił o głos.
— Mów pan co chcesz panie Alfonsie. Wiem, że chcesz Esperancowi zastąpić ojca i że byłbyś pan nawet daleko lepszym ojcem dla niego... przepraszam! że mi się nie chcący wyrwało... niż tamten. Kocham pana bardzo i skoczył bym w ogień za panem, ale kocham także mego drogiego chłopaka, Esperance’a; niech się pani hrabina za to na mnie nie gniewa, ale on też i do mnie trochę należy. Ja to, stary Am-