Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prawda, że nigdy nie widzieli pana — odpowiedział doktor uprzejmie — i gdyby wiedzieli, że jesteś pan najprzystojniejszym i najmilszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek przybył do nas z Anglii (gdzie, jak mi mówiono, przystojni ludzie są bardzo pospolici, ale mili nie tak znowu), niewątpliwie powitaliby cię z milszą chęcią. Ale ponieważ przyjmujesz to tak lekko, więc mniejsza z tem. Mnie, co prawda, wydaje się to niezbyt uprzejmem. Wszakże, ostatecznie, sam wygrasz na tem. Rodzina nie znęci cię zbytecznie. Matka, syn i córka; stara kobieta, jak mówią, niespełna zmysłów, wiejski chłopak i wiejska dziewczyna, stojąca wysoko w mniemaniu swego spowiednika, co pozwala przypuszczać — zaśmiał się doktor — że pięknością nie grzeszy. Nie wiele to może pociągnąć wyobraźnię świetnego oficera.
— A przecie mówiłeś pan, że są wysoko urodzeni — odparłem.
— Tak, co do tego, należy rozróżnić — odpowiedział doktor. — Matka jest nią, ale nie dzieci. Matka była ostatnią przedstawicielką książęcego rodu, zwyrodniałego zarówno na umyśle jak i na fortunie. Ojciec jej był nietylko biednym, był waryatem, i dziewczę chowało się dziko w »rezydencyi» aż do jego śmierci. Potem, ponieważ znaczna część majątku przepadła z nim razem, a cały ród dawno już wygasł, dziewczyna dziczała coraz bardziej, aż nakoniec poślubiła, Bóg wie kogo, poganiacza mułów, jak powiadają, czy też kłusownika. Niektórzy nawet utrzymywali, że nie zachodziło tu wcale małżeństwo i że Olalla i Felipe są naturalnemi dziećmi. Związek ów, jakimkolwiek on był, został zerwany tragicznie kilka lat temu, ale ludzie ci żyją w takiem odosobnieniu, a kraj znajdował się wówczas w takiem zamieszaniu, że właściwy rodzaj śmierci męża jest znanym pewnie zaledwie ich spowiednikowi, jeżeli nawet jemu.