Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

całą świeżość mych sił. Nowa zamożność i nowy zakres obowiązków znajdą mnie pełnym równie młodzieńczego zapału, i tylko dojrzalszym w wiedzy. Ta zmiana w naszem położeniu, jaką przewiduję w przyszłości, gorszy cię prawdopodobnie, Janie-Maryo. Powiedz mi teraz, czy nie wydaje ci się to płochością z mojej strony? Wyznaj szczerze, niema co udawać, to cię zasmuciło?
— Tak — powiedział chłopiec.
— Widzisz — odparł doktor z niezrównaną pewnością siebie. — Czytam w twych myślach. I nie dziwi mnie to bynajmniej. Wychowanie twoje nie jest jeszcze zupełnem. Wyższe obowiązki człowieka nie były ci jeszcze przedstawione w całej pełni. Mała wzmianka, póki nie znajdziemy swobodniejszej chwili, musi ci tymczasem wystarczyć. Teraz, gdy ponownie jestem w posiadaniu skromnego fundusiku; teraz, gdy przygotowywałem się tak długo w milczących rozmyślaniach, pierwszym moim obowiązkiem jest udać się do Paryża. Moje naukowe wykształcenie, moja niewątpliwa umiejętność władania językiem, przeznaczają mnie przed innymi do służenia memu krajowi. Skromność w podobnym wypadku byłaby głupotą. Jeżeliby grzech był wyrażeniem filozoficznem, nazwałbym ją grzeszną. Człowiek nie powinien zapierać się swych najjawniejszych uzdolnień, gdyż byłoby to usuwaniem się od spełnienia obowiązków. Muszę powstać i działać; nie wolno mi być tchórzem w walce życiowej.
Tak paplał wciąż, ubierając swą niestałość w szumne słowa, a chłopiec słuchał w milczeniu, z oczami wpatrzonemi nieruchomo w konia, z umysłem wzburzonym. Lecz była to wymowa stracona. Żaden szyk zbrojnych słów nie zdołałby obalić przekonania Jana-Maryi. Biedak wjechał do Fontainebleau, pełen litości i zgrozy.
W mieście Jan-Marya pozostał na koźle, na straży skarbu, podczas gdy doktor ze szczególną, nieco zbyt