żyć. Ten krzyk dowodzi, że toczy się wśród nich zażarta walka, a w podobnych wypadkach wściekłości nie widzą nic wokół siebie.
— W takim razie możemy śmiało jechać zaraz, mister Gerald?
— Nie, w otwartym stepie te dzikie zwierzęta łatwiej nas zauważą i prędzej dogonią. Lepiej będzie, jeżeli one ominą nas, bo wówczas będziemy mogli dopaść do znanego mi miejsca w odległości przynajmniej dwuch mil i ukryć się tam. Czy pani jest pewną, że utrzyma swego mustanga, gdy zajdzie tego potrzeba?
— Jestem pewną — odrzekła z mocą młoda kreolka.
Polegając na dzielności Geralda, Luiza uspokoiła się zupełnie. Jednocześnie doznawała przyjemnego uczucia na myśl, że Maurice zdradza większy niepokój o nią, niż o siebie.
— Czas! — rzekł nagle Gerald i zalecił swej towarzyszce nie zostawać zbytnio w tyle, najwyżej o długość konia.
— Nad prerją unosił się dziki wrzask, stokroć straszniejszy, niż w domu obłąkanych. Ziemia trzęsła się od łomotu rozwścieczonych zwierząt, caballada zbliżała się do miejsca, gdzie stali ukryci nasi jeźdźcy, w szalonym pędzie wyłoniła się z zarośli i, jak lawina, runęła na leśną polanę.