Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
III.  Znaki, wskakujące drogę.

Tymczasem podróżujący jechali spokojnie naprzód śladami lassa, nie obawiając się już zbłądzenia z drogi.
Pointdekster był kontent, że uciążliwa podróż wkrótce się skończy i że dotrą nareszcie do nowonabytego majątku, którego widok stał mu w wyobraźni i napawał radością. Zapomniawszy już o swojej zwykłej napuszoności, plantator żartował to z tym, to z owym i, unosząc się nad swoim patrjarchalnem traktowaniem niewolników, znajdował, że skasowanie — niewolnictwa byłoby niedorzecznością.
Wesoły humor Pointdekstera udzielił się również murzynom, którzy mniej lubili swego pana, ale lękali go się bardziej niż Boga. Zresztą plantator był stosunkowo dobrym gospodarzem i panem, bo nie męczył ich dla przyjemności; niewolnicy jego byli syci i odziani dobrze, skóra ich połyskiwała dzięki regularnie otrzymywanym porcjom sadła do nacierania i nie widać było na niej śladów bata. A to miało duże znaczenie dla właściciela niewolników z nad brzegów Missisipi.
Przewidywanie nieznajomego jeźdźca sprawdziło się, bo słońce zaszło za chmury, a podróżujący nie dotarli jeszcze do umówionego cyprysu.
— Ciemno, jak późnym wieczorem, chociaż zaledwie trzecia godzina, — rzekł plantator, patrząc na zegarek. — Gdyby nie ten młodzieniec, który nam tak dowcipnie wskazał drogę, błądzilibyśmy