Przejdź do zawartości

Strona:PL Pedro Calderon de la Barca - Książę Niezłomny.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
DON FERNAND wchodzi z wiadrami na plecach.
DON FERNAND, patrząc w niebo.

Czy się nie zlękniecie, śmiertelni,
Widząc w takiem pohańbieniu
I mizeryi infanta korony?
Mistrza Avis? czy w zastanowieniu
Czas nie stanie, jak stają zegary!!

DON ŻUAN.

O mój panie! jaki ty zbiedniony!?
O mój panie! w jakiem ty odzieniu!
O! mój książę, do jakiéj ty mary
Już podobny? jak żal cię już strawił!

DON FERNAND.

W imię Ojca!... wielkiś smutek mi sprawił
Tém odkryciem, drogi don Żuanie;
Ja się chciałem tu ukryć w łachmanie
Między ludźmi własnymi, w tym cebrze
Nosić wodę, jak człowiek, co żebrze
I pracuje, tak biedny jak oni.

PIERWSZY NIEWOLNIK, klękając.

Przebacz, panie! i daj mi twéj dłoni,
Jam nie wiedział, kto jesteś; nas wielu
Nie wiedziało...

DRUGI NIEWOLNIK.

Całujemy twe nogi.
Przebacz, panie.

DON FERNAND.

Wstań, mój przyjacielu.