Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Napij się — mówiła Djana — to ci ulży.
— Jedyna ulga jakiéj doznaję — odpowiedział starzec — jest to, gdy słyszę twój miły głos.
Djano... Penhoel był człowiekiem którego kochałem jak ojciec może kochać syna swego... w miarę, jak się zbliżam do kresu dni moich, wzrok méj duszy widzi dokładniéj i daléj... on żyje... powróci może, gdy już będzie za późno! Moje dzieci... wy macie jego duże oczy i jego dobre serce... gdy się dostanę tam wysoko... do podwojów raju... nim przemówię za sobą, będę się modlił za niego i za was....
Głos jego ożywiał się stopniowo i głowa wznosiła się nad poduszkę.
— Nie... nie... — mówił dalej odpowiadając na słowa, które poprzednio słyszał gdy leżał jak martwy — nie, ja się nie gniewam na was moje dzieci... wiedziałem że dziś jeszcze przyjdziecie... lecz jutro...
Przewoźnik podniósł się zwolna i z wysileniem usiadł na łożu.
— Zbliżcie się do mnie moje dzieci — mówił daléj z powolniejszém i pełn rm wzruszenia głosem żebym się jeszcze raz wam przyj-