Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To, co codziennie z kolei na nas przypada. Udawałam widmo... przemówiłam głosem grobowym do Penhoela: że dobry duch czuwa nad nim i że należało opierać się mężnie.. Lecz Penhoel jest sił pozbawiony... on drży tylko i zatyka uszy... potrzeba go ocalić pomimo jego woli... co się tych tycze, którzy go otaczają dążąc na jego zgubę... tryumfują... mniemają że jest dzieło skończone... słyszałam wczoraj jak mówili: że téj nocy Penhoel odda im ostatni kawałek chleba swéj żony i dziecka...
— A pałac?...
— Zeszłego tygodnia sprzedał resztę dóbr będących własnością naszego stryja Ludwika... nie ma już nic oprócz pałacu... i téj chwili gdy rozmawiamy z sobą, oni go otaczają... Robert, Pontales i ta kobieta która go oczarowała... nacierają na niego, zagrażają mu temi papierami, które w ich ręku są okropną bronią....
Djana powstała.
— Potrzeba nam dostać te papiery — rzekła — choćbyśmy to życiem przypłaciły... idźmy siostro...