Przejdź do zawartości

Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ła i mężczyzny, którego zaufanie zawiódł. Po chwili milczenia zapytał:
— Czy ojciec twój jest w domu, Henrysiu?
Tatuś wyszedł — odpowiedział chłopczyk, ale mamę pan zastanie. Mama chorowała ciężko, podczas naszej podróży?...
— A teraz?...
— Teraz jest zdrowsza — zawołał jeszcze malec, którego bona pociągnęła dalej.
Armand, zostawszy sam, szedł zwolna po schodach, wysłanych czerwonym dywanem a prowadzących do saloniku Heleny. Wszystko pozostało tu jak dawniej, nie zmieniła się żadna z tych rzeczy, które patrzyły, jak lekkomyślnie projektował on i spełnił tę zbrodnię miłości, za którą od dwóch miesięcy pokutował tak ciężko. Jakże lekkim krokiem biegł niegdyś po tych samych schodach, gdy szedł zatruć życie dawnemu przyjacielowi lat dziecinnych! Lokaj wprowadził go do salonu, w którym niegdyś jak złodziej, czekający wyjścia pana domu, obsypywał pieszczotami żonę Alfreda. Dlaczegóż w owym czasie obojętnie zapatrywał się na swoje postępowanie, a dzisiaj serce jego krwawiło się bólem nieznośnym? Lokaj wymówił jego nazwisko, otwierając drzwi, Helena siedziała z robotą przy oknie... podniosła głowę i spokojnie położyła robotę na kolanach. Ujrzał twarz jej chudszą jeszcze