Przejdź do zawartości

Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiarą kochanka. Nadto, ileż to razy układała przedtem w myśli też same projekty podróży, o których teraz Alfred wspominał. Plany snute przez męża wykazywały jej byt dokładnie, czem mogły były być te letnie miesiące, których urokiem i szczęśliwością tyle razy cieszyła się zawczasu! Byliby zamieszkali razem w małej normandzkiej wioseczce nad morskiem wybrzeżem i przyglądali się olbrzymim drzewom odbijającym się w ciemno błękitnej wód głębinie. Może też zwiedziliby razem jedno z tych miast włoskich, który imię samo zdaje się tchnąć świetlaną szczęścia obietnicą... A oto nie zostało jej nic prócz opuszczenia... prócz chłodem przejmującej samotności!... Od chwili zerwania, Armand nie napisał do niej ani razu, nie odezwał się ani jednem słowem współczucia! Ale czyż miał jakikolwiek powód litowania się nad nią? Sądził zapewne, że znalazła już pociechę w objęciach innego kochanka. Cóż w tem nieprawdopodobnego? Wszak przypuszczał, że przed nim kochała pana de Varades. Dwóch... trzech... dziesięciu nawet kochanków — cóż znaczy ilość, jeżeli się ma więcej niż jednego?
Z dniem każdym odczuwała boleśnie niesprawiedliwość posądzeń kochanka, a boleść ta zdradzała ponure, szalone myśli, które