Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

telna, ulega jednemu z tych ujmujących porywów serca, jakie są właściwe im wszystkim, gdy czują, że są istotnie zrozumiane, uniesieniu wdzięczności, bardzo zbliżonemu do przyjaźni.
Filip d’Andiguier mógł śledzić w oczach, w głosie, w całem obejściu Antoniny ową przemianę stopniową nieufności, urazy niemal, na tkliwą wdzięczność i przeświadczenie cichego lecz pewnego postępu sympatyi młodej dziewczyny, potęgowało niezapomnianą poezyę owego tygodnia, urok, pod którego wpływem rozkochał się bez pamięci. Przypomniał sobie, jak był przez pierwsze dwie doby tego osobliwego tygodnia zaniepokojony jej widocznem usiłowaniem trzymania go zdala. Nie odwracając oczu, nie wyglądając zupełnie na osobę rozgniewaną, miała sposób niewidzenia go, niesłuchania, tak, że pod tem wrażeniem dwadzieścia razy postanawiał wyjechać najbliższym pociągiem. Z przypadkowych słów ojca dowiedział się, że zażądała, aby jej dano inny pokój. „Zasłużyłem na wszystko,” powiedział sobie, na wieść o tej zniewadze. A potem, z jakiem zdziwieniem stwierdził, że ta wroga postawa zmieniła się, jakgdyby Antonina była mu za coś wdzięczna! Z jakiem wzruszeniem i zajęciem zaczął rozmawiać z nią trochę, najpierw jako trzeci, a pewnego popołudnia, gdy zwiedzali wszyscy razem park willi na przeciwległem wybrzeżu jeziora — sam na sam.
To wspomnienie również było wyraźne, jak rzeczywistość najoczywistsza. Widział znów długą aleję zielonych dębów, tu i owdzie stojące posągi,