Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W szkaradnych słowach moich było tyle złośliwości niezasłużonej, taką nikczemnością było zadawać ciosy temu tkliwemu sercu bez obrony! W chwili, kiedy po raz pierwszy mściłem się na Ewelinie za własne rozdrażnienie, doznałem wyrzutów sumienia, które, zamiast mnie ułagodzić, zirytowały mnie bardziej jeszcze. Na szczęście wejście poczciwej pani Muriel, która bawi przejazdem w Paryżu, przerwało tę niedorzeczną i ohydną scenę. Skorzystałem ze sposobności i wyszedłem z pokoju. Byłem okropnie niezadowolony z siebie i wstydziłem się, a ten wstyd zamienił się na nowy napad gwałtownego rozdrażnienia, gdy w pół godziny później pani Muriel zażądała odemnie chwili rozmowy.
— Co zaszło między Eweliną a tobą?... — zapytała, wytłómaczywszy mieszanie się do spraw naszych słowami, pełnemi przywiązania do siostrzenicy i do mnie. — Tak — nalegała — już oddawna widzę, że jest zamyślona, niespokojna, smutna. Moje córki zauważyły to samo. Dziś spostrzegłam odrazu, że mieliście sprzeczkę. Nie chciała mi się przyznać w żaden sposób. Ale ty, Stefanie, powiesz mi. Kocham ją, jak własną córkę, wiesz o tem. Ciebie kocham, jak syna... Między młodem małżeństwem zachodzą niekiedy nieporozumienia, a trochę zaufania do rodziców, rozproszyłoby je z pewnością. Miejcie to zaufanie...
— Ależ nie nie zaszło, moja ciociu, zapewniam — odparłem.
Od naszego powrotu z Włoch obawiałem się podobnej rozmowy. Nieskończoną ilość razy dostrzega-