Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tnich godzinach swoich, dodając uczucie nowe do warunków nieuniknionego cierpienia, jakie wynika z położenia, które sobie wytworzyłem; i że ja też tego nie przewidziałem! Po napadzie rozdrażnienia w dniu przybycia do Promontogno, zdołałem opanować nerwy. Zawstydziłem się, że ja okazuję tak dalece swoją rozterkę wewnętrzną, gdy Ewelina usiłuje ciągle ukrywać swoje zaniepokojenie mnie. Od chwili wyjazdu z Engadiny nie pyta mnie już o nic, gdy zamilknę przy niej, ogarnięty smutkiem. Żyjemy z sobą dwa miesiące, a dusza jej nie jest już taką otwartą, jak podczas zaręczyn. Ewelina już nie jest szczerem dzieckiem z dnia wyjazdu. Ufność jej z pierwszych dni małżeństwa zamieniła się w obawę. Jest rozważniejsza, lecz za jaką cenę! Gdy stwierdzam, że już w niej coś zniweczyłem, że przez samo zetknięcie z moim ukrytym obłędem zabrałem jej cząstkę porywu młodocianego, wówczas opadają mnie wyrzuty sumienia, które przywracają mi energię. W Promontogno odzyskałem nieco równowagi. Powiedziałem sobie: „Nie znalazłem w tem małżeństwie tego, czego się spodziewałem, bo znaleźć nie mogłem. To, czego chciałem, nie było ludzkie. Zwiodły mnie ułudne wspomnienia. Nie kocham, nie mogłem kochać Eweliny tak, jak kochałem Antoninę, a raczej kochałem Antoninę i mniemałem, że odżyła dla mnie w Ewelinie, wprowadzony w błąd złudzeniem uczuciowem, które rozproszyła rzeczywistość wspólnego pożycia. To ich uderzające podobieństwo, które stało mi się takie bolesne w pożyciu fizycznem, było mi