Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo dane przez człowieka żywego, żywym głosem. A wyszło od starego księdza, do którego udałem się, na życzenie narzeczonej, po kartkę ze spowiedzi. Spojrzenie księdza Fronteau, który chrzcił Ewelinę i znał Antoninę, zmieszało mnie od pierwszej chwili tak samo, jak mnie zmieszało spojrzenie p. d Andiguier’a. Wszystko dokoła tego kapłana tchnęło atmosferą rezygnacyi, życia wewnętrznego, skierowanego wyłącznie ku sprawom ducha, które zawsze szczególnie silne wywierało na mnie wrażenie. Zapytywałem siebie często, czy wielkie wzruszenie to, co nazywałem wzruszeniem świętem, nie było udziałem tych, którzy takie właśnie pędzili życie? Pokój, gdzie mnie ksiądz przyjął, miał ściany pobielone wapnem, posadzkę w tafle — była to niemal cela klasztorna, ozdobiona kilku obrazami świętych... Na dużej ascetycznej twarzy kapłana, okolonej siwemi włosami, malował się wyraz chłodnej, surowej powagi, której kłam zadawał ogień źrenice, niezwykle bystrych i przenikliwych. Gdy mu wyjaśniłem, że się nie spowiadałem, bo nie mam wiary, i powody, dla których chcę jednak wziąć ślub w kościele, rzekł:
— Nie chcę wywierać nacisku na pańskie sumienie, nie mam prawa. Żądam od pana tylko jednego przyrzeczenia; nic to nadzwyczajnego. Gdy panna Duvernay zostanie panią Malclerc, nie będziesz pan nigdy usiłował stawiać przeszkód jej religijności...
— Przyraekam księdzu — odparłem — lecz do-