Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

woniejące, pinje z Alepu równie rozszemrane i tajemnicze ze swą mieszaniną ciemnej zieleni i szarawych konarów; willa „des Cystes” spała snem równie spokojnym, pośród swych agaw i kwiatów; wyspy na widnokręgu wznosiły się skałami równie dumnemi, nad morzem równie blękitnem, Hyéres, w dole, rozściełało z równym wdziękiem domy swoje u stóp starego zamczyska, ale dla mnie zmieniło się wszystko. To podobieństwo matki z córką, które nie pozwoliło mi ani przez chwilę wątpić o tożsamości Eweliny, uprzytomniło mi znów tak boleśnie moje wdowieństwo uczuciowe, moją wielką niedolę! Nie pamiętam już kto to porównał podobieństwo dwóch istot, z których jedna nas kochała, a druga nas nie kocha, do ptaka-szydercy, co fruwa przed myśliwymi z gałęzi na gałęź i śpiewa piosnkę innego, poszukiwanego przez nich ptaka. Ogarnął mnie przejmujący smutek, który powinien był, logicznie rzeczy biorąc, wpłynąć na mnie, żebym wsiadł do pociągu i wrócił do Nizzy, a tam do saloniku pani Osinine; przyjęłaby mnie niechybnie całym arsenałem, obojętnych mi najzupełniej, minek zalotnych, nie mających nic wspólnego z niepojętem szczęściem posiadanem przez kilka miesięcy, opłakiwanem przez lat siedem.
A jednak nie pojechałem! Zdawałoby się, że pewne cierpienia mają niepokonany urok dla starzejącego się serca. Największa jego niedola to nie krwawić, tylko odrętwieć. A dowodem fakt, że zaledwie powróciłem do Hyéres, zabrałem się przedewszystkiem do studyowania nie rozkładu kolejowego, lecz wykazu