Strona:PL Owidiusz - Przemiany.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

»Bracia — woła — w tym lesie rozciągajcie sieci:
Przed chwilą z dwojgiem szczeniąt lwicę tu widziałem«.
I biegnie w ślady żony z szalonym zapałem.
Igrał malutki Learch na matczynem łonie
I z uśmiechem ku ojcu wyciągnął swe dłonie.
Porywa go Atamas, jakby z procy miota
I słabe członki syna o skałę druzgota.
Nagle matka, tak strasznem rażona widokiem,
Czy rozpaczą przejęta, czy jędzy urokiem,
Wściekła, z rozpierzchłym włosem, w dzikiem przedsięwzięciu,
Młodego Melicerta trzymając w objęciu:
»Hej, Bakchusie!« — zawoła. Z Bakchusa wspomnienia
Juno dzikiej radości doznaje wzruszenia.
W morze wystaje skała, w spód jej fala bije;
Podmyta, przed deszczami słone wody kryje,
A czołem w górę sterczy. Tu, wściekłością śmiała
I silna obłąkaniem, Ino się dostała;
Stąd bez trwogi wraz synem rzuca się w bałwany;
Rozstąpiło się morze, zabielały piany.
Wenus cierpień swej wnuczki dłużej znieść nie może;
Z przymileniem do stryja rzecze: »O wód boże!
Coś w podziale wziął państwo najpierwsze po niebie,
Neptunie, o dar wielki śmiem upraszać ciebie:
Błądzących po wód twoich niezmiernem przestworzu
Przyjm za bogi. Wszak Wenus nie jest obca morzu,
Wszakże na boskiej głębi byłam niegdyś pianą
I od piany u Greków imię mi nadano«[1].

  1. Piana po grecku aphros; stąd mylnie wyprowadzano imię greckie bogini Aphrodite.