Przejdź do zawartości

Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Marya.

Sługa uniżona.

Anna.

No, i cóź? mów pan prędzej: co, jak, i gdzie?

Dobczyński.

Mąż pani, przysyła jej tę karteczkę.

Anna.

Daj pan, a tenże przyjezdny, kto on jest? Czy generał?

Dobczyński.

Nie, nie generał; ale nie ustąpi w niczem nawet i generałowi. Człowiek pełen wiadomości i głębokiej nauki; a jaka uprzejmość!

Anna.

Więc to ten sam, o którym mojemu mężowi doniesiono?

Dobczyński.

Zupełnie ten sam. Myśmy z panem Bobczyńskim najprzód go spotkali.

Anna.

Mówże pan, mów: co tam, i jak?

Dobczyński.

Chwała Bogu, wszystko poszło pomyślnie. Z początku przyjął pana Antoniego, cokolwiek surowo: gniewał się, rzucał, mówił że w oberży wszystko najgorsze, że do męża pani za nic nie pojedzie, i nie chce siedzieć za niego w turmie; ale później, gdy się przekonał o niewinności pana Antoniego, i gdy pokrótce z sobą się już rozmówili; natychmiast zmienił swój humor, i Bogu dzięki! wszystko się najlepiej skończyło. Teraz pojechali razem oglądać szpitale a to wyznać muszę, mąż pani już myślał, czy czasem nie było na niego jakiego sekretnego doniesienia; ja sam także cokolwiek się przestraszyłem.

Anna.

A to czego? przecież pan nie służysz.