Przejdź do zawartości

Strona:PL Morris - Wieści z nikąd.pdf/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niebawem Dick zaczął szybko posuwać łódź po zarosłej trawami wodzie. Obróciłem się, gdyśmy wpłynęli na środek i machając dłonią ku naszym gospodarzom, ujrzałem Ellen opartą na ramieniu staruszka, pieszczącą jego jak jabłko rumiany policzek, i wcale ostry ból przejął mnie na myśl, że już nigdy więcej nie ujrzę pięknej dziewczyny. Uparłem się, aby mi oddano wiosła i tego dnia sporo nawiosłowałem; to zapewne tłomaczy fakt, żeśmy bardzo późno przybyli do miejsca, zamierzonego przez Ryszarda. Klara szczególniej czule zachowywała się względem Dicka, co zauważyłem ze swego siedzenia; on zaś tak był szczerze uprzejmym i wesołym jak zawsze; mnie ten widok mocno cieszył, ponieważ mężczyzna jego temperamentu nie byłby w stanie przyjmować jej pieszczot wesoło i bez zakłopotania, gdyby urocza wieszczka ostatniego naszego schronienia była na niego najmniejsze bodaj wywarła wrażenie.
Nie potrzebuję nic mówić o rozkosznych tutaj brzegach rzeki. Zauważyłem nieobecność banalnych will, których staruszek tak żałował; spostrzegłem z przyjemnością, że mych dawnych wrogów, to znaczy „gotyckie“ mosty z lanego żelaza zastąpiono pięknemi strukturami dębowemi. Również brzegi lasem pokryte, któreśmy mijali, postradały swoje wymuskanie i były tak dzikie i piękne, jak tylko tego potrzeba, chociaż wyraźnie drzew nie zostawiono bez troskliwego dozoru. Zdawało mi