Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


V.

— A! rzekł Rodille za kotarą ukryty, poznawszy łos Wicherka — toż to jest ten młody urwisz, a jeźli on jest, to także Rypcio i Miodziuś niezawodnie z nim się znajdują.
Gdy to mówił do samego siebie, złodzieje tymczasem wleźli już byli przez okno.
— Gdzie jest przechód przez tę kratę — zapytał Miodziuś.
— Kto wie, czy wogóle jest jaki przechód, lecz gdy go nie ma, możemy go zrobić — odpowiedział Rypcio.
Trzej złodzieje postąpili naprzód ostrożnie, jeden za drugim. W tem Wicherek nagle się zatrzymał a potem cofnął.
— Co ty robisz do dyabia? — zapytał Rypcio tym ruchem zdziwiony.
— Chcę tylko okno przymknąć — odpowiedział Wicherek — bo nic bardziej nie szkodzi, jak gdy okno w nocy jest otwarte, a nie chciałbym, aby jutro rano ojczulek Legrip dostał kataru.
Dwaj inni podeszli tymczasem aż do kraty, lecz nagle poczęli się chwiać wydając krzyki przeraźliwe. Miodziuś opuścił latarkę i ciemność zapanowała w około. Dwaj bandyci poczuli nagle usuwającą się podłogę, lecz nie zapadli się, mimo tego atoli nie mogli ani w tył, ani naprzód postąpić, bo czuli się ujętymi żelaznemi dybami, które się wbiły w ich ciała aż do kości, straszliwe bole sprawiając. Ujęci, daremnie rzucali się podobnie dzikim zwierzętom