Strona:PL Montepin - Jasnowidząca. T. 2.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Skazańców odczepiono od żelaznych pierścieni. Tym, którzy szli do roboty dano wina. Każdy pił swoję porcyę w przytomności strażnika a potem ruszyła w pochód ta szczelnie skuta gromada, cisnąc się do drzwi, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Przy wyjściu każda para nadstawiała nogi strażnikowi, który o kajdany uderzał ciężkim młotem i z dźwięku żelaza zaraz umiał poznać, czy też ogniwa nie zostały pilnikiem nadwerężone.
Sprawiający tę czynność strażnik był zręcznym, strasznym znawcą. Po uderzeniu młotem wiedział natychmiast, ażali kajdany są w należytem stanie. Potem mieszkańcy ruszyli w dalszą drogę. Prowadzono ich do kopalń, do pomp, do kanałów, do ładowania i wyładowania statków, do noszenia drwa, kamieni, ołowiu i żelaza, słowem do wszystkiego, co nazywano małą i wielką robotą.
Będziemy się starać dać bodaj kilkoma słowy wyobrażenie o strasznych, nieludzkich wysileniach, które wielką robotą nazywano. Port w Brest jest z jednej strony zamknięty skalistą ścianą, która jako przylądek w morze wybiega. Skazańcy parami wspinali się na skały czepiając się rękami i nogami.
Łańcuchy dzwoniły, gdy się wdzierali na skały. Każdy z galerników zaopatrzony był w dźwignie, drewniane młoty i inne przyrządy do łupania skał potrzebne. Owa ambicya, która w człowieku nigdy nie gaśnie, jakkolwiek upadł nisko, wzmagała się w miarę zwiększającego się oporu. Skazaniec podwajał siły krusząc skałę i nie posiadał się z ra-