Przejdź do zawartości

Strona:PL Mirbeau - Życie neurastenika.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Przed dziesięciu laty zachorowałem i wysłano mnie do X... Zakład ten słynął bardziej od innych i w zupełności zasługiwał na swą reputację... W przeciągu sześciu lat, które tu spędziłem, ani razu nie słyszałem o śmierci, i nie było wypadku, ażeby jaki bądź chory umarł. Śmierć zdawała się być wygnaną z tego kącika... W rzeczywistości zaś z zakładu codziennie znikały różne osoby — i jeżeli dowiadywałeś się o nie, to za każdym razem otrzymywałeś jednakową odpowiedź: „Wyjechali wczoraj“... Razu pewnego, jedząc obiad z dyrektorem zakładu, merem i właścicielem Kasyna, zacząłem zachwycać się tym cudem, lecz mimo to coraz więcej powątpiewałem w jego prawdziwość.
— Może pan zebrać wiadomości, — rzekli mi razem: — Tu więcej niż od dwudziestu lat nie było pogrzebu... i oto ma drogi pan dowód: ludzie, służący w zakładzie pogrzebowym, zostali kąpielowymi... krupierami... śpiewakami komicznymi... i nawet zamierzamy przerobić nasz cmentarz na wspaniały tir au pigéons.
Dopiero w ostatnim roku mej kuracji odkryłem tajemnicę tej niezwykłej nieśmiertelności... Oto jak się to stało:
Razu pewnego, późno w nocy powracałem do domu. W błogosławionem, nieśmiertelnem mieście wszystko zdawało się spać nocnym snem, naraz usłyszałem na sąsiedniej ulicy jakiś dziwny hałas, ciężkie kroki i przerywany szept ludzi, niosących jakieś ciężary... Zawróciłem w tą ulicę, słabo oświetloną drżącem światłem jedynej latarni. Lecz zanim zdołałem