Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A to było z radości, że dusza zaprzeczała faktom zwierzęcości.
— Pozwól mi rzec, księże, co sądzę: Dusza gubi wszystko w Polsce. Za górnie, za mistycznie, za niemożebnie chcemy mieć życie. I dla tego życie realne przeobraża się u nas w taką nędzę.
Minęły czasy tych wiejskich idylli, które opisywał Lenartowicz: sianożęcie, kościółek, zbieranie malin... W Polsce zabrudziło się życie ziemne, bo gdzieś na niebie malowano freski... Zemściły się ideały... Upokorzenia młodości w gimnazjum, nędza rodziny, najbrutalniejsze traktowanie idei odrodzenia przez tłum żuiserów, sądzących świat z wyżyn automobilu, gumowej dorożki i prosperującej kamienicy...
Trzeba silnej żelaznej pięści, któraby samych Polaków umiała utrzymać w karbach. Ta pięść musi wynosić jednocześnie bramę wolności i posłuszeństwa. Czy w czasach waszych znano tę mękę, gdy wojownicy zmieniali się w bandytów, a naród niewalczący — w gromadę tych brudnych bronzowych antylop, zwanych Guanaki, które kopią, kąsają i plują, kiedy do nich podejść z zamiarem rozwarcia bram ogrodzenia?...
— Bandytyzm w powstaniu? a jakże miało być inaczej? naród, który nie zwycięża, musi chemicznie rozłożyć się na tchórzów i rzezimieszków. Chyba, że głęboka wiara utrzyma ludzi i nawet wzniesie na wyżyny rozwoju jeszcze doskonalszego, pracy pełnej ofiary i zaparcia się.
Dla tego u nas jest to i tamto, i było tamto i to.
Wiele utworzyło się band, które pod firmą powstania napadały na dwory i rabowały, co się dało.
W lasach Hrubieszowskich jedna taka banda zagościła u zamożnego obywatela w Stryjeńskiej Woli.