Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wprzód pozwól, niech ja wyspowiadam się przed gwiazdami mojej Samotni.
Ksiądz rozwarł starą, średniowieczną księgę i zaczął półgłosem śpiewać hymn św. Bonawentury: Si quaeris miracula — mors, error, calamitas — Demon laepra fugiunt...
— Przeżyłem otchłań nędzy ludzkiej, Piotrze. Pomyśl, że ty idziesz dopiero od progu życia. Cóż muszę uczuwać ja, który jestem już Faustem, mającym ociemnieć! Przychodzą nieraz do mnie w północną godzinę widma.
Mówi jedno: ja zowię się Tęsknotą w pustyni.
Mówi drugie: ja zowię się Winą.
Mówi trzecie: jestem pani Troska.
Wciskają się przez szpary, mówią o bezwartości dziejów ludzkich. Za niemi braciszek ich Zgon, który w czasach Goethego był jeszcze piękny, teraz stał się — odrażającym.
Faust, spędziwszy życie w magji myślowej i wyszedszy zwycięzcą z walk sumienia, mówi:

„Godziłoby się jeszcze być człowiekiem.
„A byłem, byłem, nim mroków się jąłem!
„Hasłem zbrodniczym siebie, świat przekląłem.
„Ach, dziś w powietrzu tak pełno straszydeł,
„Że nikt już nie wie, jak ujść od ich sideł:
„W dzień — błyśnie jasność rozumu niezwykła;
„Noc — znowu w senną przędzę nas uwikła“.

Faust stanął na szczycie władz umysłowych, poznał wszystkie żądze i żądz spełnienie, cały nasz ziemiokrąg, a o górnym świecie wcale nie myślał. Mówi doń Pani Troska:

„Na kogo ja dłoń położę,
„Cały świat mu nie pomoże.