Przejdź do zawartości

Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

która jakby na ironję świecisz śniegami marmurów w kącie salonu, zobacz ich, jak z szacunkiem chylą się, złączeni magnetycznym pierścieniem żuiserstwa — karykatura tych, o których wspomina Platon w pięknym djabgu, poświęconym przyjaźni — „Ijon“!
W twarzach daremno szukam ognia, który znałem u dawnych heroicznych mieszkańców miasta.
Widziałem Bestję: odchodziła, wtuliwszy pod elegancki krawat swój ryjek, zwinięty w trąbkę, jak u motyla — i fruwającym krokiem idzie pod rękę z melancholijną piękną śpiewaczką, która kocha się nazabój w Bestji! — tłumy wytworne witają parę idącą, niby istnych tryumfatorów, doręczają męskiemu osobnikowi zaproszenia na rauty, na obchody antynarodowe, na sosjety z okazji przejazdu tenora Opery Paryskiej lub księcia z dynastji Wielkiej Taraskonji.
Złowieszczo myśli kreślą mi swe hjeroglify.
Wprawdzie, jako Żyd Wieczny Tułacz, jestem skazany na widzenie rzeczy tylko ze strony ponurej. Świat przedstawia się mi jako czarne, zwęglone rusztowanie na spalenisku. Nigdzie jednak nie miałem wrażenia głębszego smutku: podobnymi były cierpienia Goyi, który patrzył na swą ojczyznę przez czarną zasłonę Inkwizycji i widział monstra, czarownice, inkuby!...
Zadumany, nie umiejąc zdać sprawy z tego, czemu dla ducha nieśmiertelnego życie tak jest tu straszliwym, czułem grozę, przechodzącą w majaczenia z Inferna Dantejskiego.
Miałem wrażenie tysięcy brzęczących trzmieli, które w kwiat Lotosu błękitnego zanurzyły się — i rozrywały delikatne ściany kwiatu, aby wydrzeć odrobinę miodu...
Ten i ów z tajemniczym lękiem wspomniał imię