Strona:PL Miciński - Dęby Czarnobylskie.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tują. A już przedtem kilka dni znać się naradzali nad odlotem.
— I węże sejmują?
— Wąże zbierają się w całej okolicy. Straszno wtedy, wszystkie syczą. Król jeden jest między nimi z koroną na głowie.
Jak on jadneho pastucha zobaczył, co go podgliondał, tak zaraz świsnął. Wąże — była ich ćma — sycząc obstąpiły pastucha i, choć ten wdrapał się na drzewo, lazły za nim na buka, zatem korzenie przegryzły...
Ja sam widział wąża wysoko na drzewku, zawisł nad gniazdem drozda, ptak leciał i krzyczał, że ha!
— A co pastuch?
— Nieżywego najszli. Wąże chowają się do nor swych pod ziemię, z królem swym niehdzie wędrują...
Kończyły się groble. Ostatni raz wejrzał doktór w gęsty indyjski Zwał jodeł, mchów, paproci, sosen i brzóz z kory odartych bezlitośnie, z krwawymi pniami, jak męczennicy, poświęceni piekielnemu bożkowi Dziegciowi.
Widać już wielki park o zmierzchliwych prastarych alejach lipowych.

∗             ∗