Przejdź do zawartości

Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 85 —

drugiego pacyenta, uwalniając swoją obecnością Henryka z najprzykrzejszego położenia.
Kiedy Henryk na prośby Wertharta przeszedł do pokoju Bronisława, ten obsypał go wyrzutami, w których przecież ukrywało się tak wiele prawdy, iż Henryk nie wiedział, czy ma do czynienia z prorokiem znającym serce ludzkie, czy tylko z gorączkującym chorym.
— A! jesteś pan przecież — zawołał Bronisław, ujrzawszy Henryka na progu. — Czy bardzo uszczęśliwia cię twoja występna miłość?
— Panie Rudnicki! uspokój się pan — prosił Henryk.
— Uspokoję się, ale pierwej powiem panu prawdę. Czy postępowanie pana jest uczciwe? czy w ten sposób ludzie honoru odpłacają gościnność? Mój panie, to niegodne, aby taką kobietę świętą doprowadzić...
— Ależ panie, przez Boga! ja nic złego nie uczyniłem.
— Alboż nie kochasz Kamilli? nie cieszyłeś się pan tem, że nie jest z mężem szczęśliwą? Czyż nie zdradziła panu tajemnego przejścia, dotąd nam tylko wiadomego? Ukradłeś mi pan serce siostry, moją wiarę w szlachetność ludzką, uwiodłeś Kamillę!
— Obrażasz pan nietylko mnie, ale i siostrę, która, sam pan powiedziałeś, jest świętą! — zawołał Henryk wzburzony.