Przejdź do zawartości

Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 75 —

stko kręciło się i mieszało z sobą, czuła tylko, że się coś okropnego stało, drżała o Alinkę i Bronisława, ale wyraźnie zdać sobie sprawy z niczego nie była w stanie.
— A tu co się dzieje? — zabrzmiał nagle donośny głos pana domu.
Kamilla padła na kolana, opierając głowę o baryerę. Tam na dole zemdlona Alinka leżała na ziemi; Henryk klęczący podtrzymywał jej głowę.
Napad niespodziewany, ukazanie się Alinki między nim a nieznajomym, głos Kamilli, jakby z góry dolatujący, co to wszystko miało znaczyć?
Biedny Henryk napróżno silił się myśli zebrać, żadną miarą pojąć nie mógł tak zawikłanej przygody. Jedno tylko było jasne i zrozumiałe, niestety: Alinka z jego imieniem na ustach upadająca, zraniona w prawdzie nieumyślnie, ale własną jego ręką. Dość było i tego, by chwilowo o wszystkich zapomnieć!
Henryk wpatrywał się trwożnie w blade oblicze Alinki, śledząc jej stopniowego powrotu do przytomności. Bronisław, także blady i zmęczony, z trudnością zdołał się utrzymać na nogach. Tymczasem radzca Werthart pospiesznie zdążał ku tej dziwnej grupie.
— Pan tutaj? poruczniku! — zawołał, cofając się mimowoli o parę kroków.
— A to kto?... Kamilla?... — pochylił się ku ze-