Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 58 —

— Jak się nazywa ten twój — jak się nazywa?
— Chi, chi, a widzicie paniczu? Umyślnie to powiedziałam, bo ją panicz świętą nazywa; otóż to taka święta!
— Małgorzato! — zawołał Bronisław i chwyciwszy ją za ramiona, trząsł z całej siły, a twarz jego przybrała wyraz najwyższego oburzenia. — Małgorzato! jak się nazywa?
— Czy ja tam pamiętam — rzekła stara, wahając się między strachem a złośliwą chęcią szkodzenia. — Śniedziński, czy Śludkiewicz... Bóg go raczy wiedzieć! Ładny chłopiec, z jasnemi wąsikami — i basta.
Bronisław puścił ją.
— To ma być on — wyszepnął i upadł znękany na sofkę, po chwili jednak podniósł się żywo.
— Mów mi wszystko, co ci Regina opowiadała — rzekł tonem rozkazującym.
— Mój Boże, nie trwóżcie się znów tak bardzo paniczu; nic się jeszcze nie stało tak złego. Regina opowiadała tylko, że ten gość to wcale przystojny chłopak, że ciągle tylko czas przy pani radczyni spędza, że zawsze razem jeżdżą na spacer, razem sobie książki czytają. No, to wreszcie nicby dziwnego nie było, gdyby się młodzi pokochali. Wprawdzie panienka siedzi zawsze przy nich, ale czy się to na takie piętnastoletnie dziecko zważa!