Przejdź do zawartości

Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 4 —

— Ach, żeby to chociaż w Bytomiu człowiek mógł pozostać — westchnął młody oficer, rozpierając się wygodnie — ale gdzie tam! Pułk stoi w obrzydliwych jakichś wioskach, a takie sobie milutkie mieszkanko urządziłem w Wrocławiu. Ale to już zawsze takie moje szczęście! Czy słyszał kto coś podobnego, żeby mnie wysyłać na granicę, i po co? łapać przemytników i pilnować by się ten przeklęty księgosusz nie dostał przez granicę razem z przekradanem bydłem. Albo i ten Mulendorf! Chłopisko całe życie nie chorowało, dopiero teraz, kiedy został komendantem straży granicznej, powiada, że strasznie słaby, bierze sobie urlop, a ja muszę wyręczając go, paradować do Krzyżanowic.
Mówiąc te słowa, wyjął z kieszeni notatki i mapę; szukał na mapie, by się utwierdzić w smutnej pewności, że Krzyżanowice leżą na samej granicy, z daleka od kolei, a nawet od szosy. Pewność ta naturalnie nie poprawiła mu humoru; zasępiony posunął się w kącik przy oknie i patrzał przez szyby.
Mgła, pomieszana z deszczem i płatkami śniegu, nie przyczyniała się do rozweselenia umysłu.
Po lewej i po prawej stronie ciągnęły się jednostajne pola, z których śnieg zniknął od kilku dni zaledwie; szara zieloność pokazywała się gdzieniegdzie, a bezlistne drzewa, miotane wiatrem, gięły się to w tę, to w ową stronę.
Spoglądając przez okno, ściskał w zębach dawno zagasłe cygaro, a nakoniec z rezygnacyą oparłszy głowę o poręcz kanapki, zapadł w rodzaj półuśpienia, które wkrótce zmieniło się w porządną drzemkę.
Drzemka trwała długo, bo gdy się nareszcie obudził, noc już była zupełna; lampka migotała przez zatopniałą szybkę u góry przedziału. Młody człowiek