Przejdź do zawartości

Strona:PL Loti - Pani chryzantem.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przyjdzie czas, gdy ziemia stanie się nudna, skoro będzie taka sama od jednego krańca do drugiego i gdy nie można będzie podróżować dla rozrywki...
Około godziny szóstej zarzuciliśmy kotwicę wśród ogromnego gwaru, w pośród mnóstwa okrętów i natychmiast zostaliśmy otoczeni ze wszystkich stron.
Otoczyła nad Japonja handlarska, skrzętna, komiczna, sunąc do nas pełnymi łodziami i dżonkami jak zbliżający się przypływ morza: mężczyźni i kobiety, ustawieni w jedną nieprzerwaną linję, bez krzyków, kłótni, wrzasku, każdy z uszanowaniem tak uprzejmym, iż trudno się było dziwić i nie ulec wpływowi uśmiechania się i wzajemnych pozdrowień. Na grzbietach dźwigali wszystkie koszyczki, skrzyneczki, klosze o różnych kształtach, zrobione w niezwykle pomysłowy sposób, aby mogły zasuwać się, nakrywać wzajemnie, a potem pomnażać natychmiast aż do nieskończonej ilości; pojawiały się w nich niezwykłe, trudne do wymarzenia rzeczy: parawany, trzewiki, mydła, latarnie, spinki do mankietów, świerszcze żywe, ćwierkające w swoich klatkach; biżuterja, białe oswojone szczury, obracające małe wiatraczki z tektury; sprośne fotografje; zupy i potrawki, w misach, gorące, gotowe do podania w porcjach — i porcelanowe wyroby, legjony naczyń, czajniki, filiżanki, garnuszeczki i podstawki... Wszystko to w okamgnieniu ustawione zostało na pokładzie z zadziwiającą szybkością, z pewnym artystycznem ładem, każdy przekupień, dotyka rękami nóg, przykucnąwszy jak małpa ze swojem cackiem — i nieustannie uśmiechnięty, wiecznie zgięty we dwoje w uniżonych pokłonach. A pokład okrętu, objuczony tem mnóstwem różnokolorowych przedmiotów przeobraża się naraz w olbrzymi