Przejdź do zawartości

Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niezłym światem. Doprawdy, stawał się coraz piękniejszy. Całe tygodnie ciemny był i ponury, dzisiaj jednak, gdy niema już długów, srebro brzęczy w kieszeni, a myśl cieszy się powodzeniem — słońce jasne jest i ciepłe, a nawet nagły deszcz letni, zlewający do nitki nieprzygotowanych przechodniów, staje się zabawnem, radosnem zdarzeniem. Przymierając głodem, miał Martin wciąż przed oczyma tysiące ludzi równie jak on głodnych; dzisiaj nie widział dręczącego obrazu nędzarzy. Zapomniał o nich. Natomiast myślał o niezliczonych parach kochanków na szerokim świecie. Nieświadome, mimowolne wstawać mu poczynały w mózgu pomysły i melodje liryk miłosnych. Pochłonięty gorączką przedtwórczą, chłopak w roztargnieniu wysiadł z tramwaju o dwa przystanki za wcześnie.
W domu państwa Morse zastał licznych gości. Dwie kuzynki Ruth przybyły z rewizytą aż z San Rafael, wobec czego pani Morse, pod pretekstem zabawienia ich, wprowadzać poczęła w życie swój plan otoczenia córki młodzieżą.
Kampanja, rozpoczęta w czasie przymusowej nieobecności Martina, była teraz w pełnym biegu. Pani Morse postarała się zapobiegliwie o gromadzenie w domu swym wyłącznie młodzieży z przyszłością. Tak więc, jako dopełnienie panien Doroty i Florence, spotkał Martin dwu profesorów uniwersytetu: anglistę i latynistę, prócz tego zdobił salon młody oficer, kolega szkolny Ruth, przybyły właśnie z wysp Filipińskich; pewien młodzieniec nazwi-