Przejdź do zawartości

Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hrabia znudzony i niezadowolony z otoczenia.
— Idźcie sobie, bo tylko robicie dystrakcyę. Niech tam kto poprosi tu pana Mentora.
Mentor zły, że mu odebrano spokój, z klątwą w duszy przychodzi na pokoje. Ile razy hrabia zrobi jakie dobre uderzenie, zwraca się po sąd do niego:
— Widziałeś pan?
— Widziałem — odpowiada Mentor. A po całej seryi tych »widzeń«, wraca do siebie, klnąc po cichu: Veni, vidi et vesperum perdidi!

Uroczystością było dla hrabiego, gdy przyjeżdżał jego partner ulubiony, sąsiad, Syn Ojca Bogatego. Właśnie zajęci grą. Syn Ojca Bogatego zapisuje różnice. Jest i Telemak obecny i jego Mentor. Ostatni zapytuje:
— Któż kogo?
— Ja przegrywam — mówi Syn Ojca Bogatego — ciągle. Kreda gałgan.
Hrabia:
— Ej, nie kreda gałgan: gra gałgan... Widziałeś pan ten coup, co?... Dziewięć... Dziesięć... A to jak się podoba?... Jedenaście... Jaki efekt, co?... Dwunastego nie robię... Pardon, zrobiłem. Dwanaście... Ot tego uderzenia są trzy sposoby. Biorę najtrudniejszy... Aj, aj, co za obrzydliwy lufcik!...